Przejdź do treści
Strona główna » Zaburzenia odżywiania

Zaburzenia odżywiania

Walczymy o piękną sylwetkę, przy okazji próbując dogonić coraz szybciej rozpędzającą się rzeczywistość. Jedzenie spychamy na dalszy plan lub przeciwnie – odkrywamy w nim rekompensatę ciągłego stresu i nieprzerwanych wyrzeczeń. Zaburzenia odżywiania są dla wielu ludzi bardzo nużącym problemem.

Kasia już jako nastolatka musiała zmierzyć się z zaburzeniami odżywiania, które z roku na rok dotykają większej ilości osób.

“Zaczęło się około siedem lat temu, w gimnazjum. Często zdarzało się, że mój brat dokuczał mi, prowokował do kłótni. W dodatku rodzice stale trzymali jego stronę. Gdy działo się to przed posiłkami, nie siadałam do stołu, bo byłam zbyt uparta. Czułam się odizolowana. Oni byli kochającą rodziną, a ja nie zasługiwałam na wspólne obiady.
Później poznałam przez internet dziewczynę, którą widywałam w wakacje. Pewnego dnia poruszyła temat odchudzania i nawet jeśli do tej pory o tym nie myślałam, wtedy uznałam to za konieczne. Nie podobały mi się moje nogi. Zaczęłyśmy wspierać się w diecie, ale gdy spotkałam ją po raz kolejny, ona była ode mnie chudsza. Obiecałam sobie, że za rok to ja będę lepiej wyglądać.

W mojej rodzinie działo się coraz gorzej. Awantury zmieniały się w afery. Uciekałam z domu, zaczęłam się okaleczać, borykałam się z myślami samobójczymi. Znacznie częściej odmawiałam sobie jedzenia. Schudłam bardzo szybko 20kg, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, więc zaczęłam się głodzić. Po jednej z tygodniowych głodówek zemdlałam w drodze do szkoły, ale nawet pomimo to rodzice nie dostrzegali problemu. Zabrali mnie do psychologa, ale nie w sprawie zaburzeń odżywiania, a uzależnienia od telefonu i ciągłych awantur.
Zaczęłam mieć coraz większe problemy z nauką. Nie łączyłam ich z tym, jak mało jem. Cieszyłam się, że gdy spotkam po raz kolejny moją internetową koleżankę, będę od niej szczuplejsza. Poszłam do liceum i tam czułam się znacznie gorzej – nauczyciele znęcali się nad uczniami emocjonalnie. I wtedy wymyśliłam nową dietę – 300kcal. Nie mogłam poradzić sobie w szkole, więc chciałam kontrolować przynajmniej własną wagę. Z drugą klasą przyszło załamanie depresyjne. Nie potrafiłam dobrze funkcjonować, nie chodziłam do szkoły. Otrzymałam nauczanie indywidualne i tam wreszcie zaczęłam się odnajdywać. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że mam problemy psychiczne, które muszę rozwiązać.
W klasie maturalnej znów wróciłam do klasy. I znów przestałam jeść. Byłam przerażona kontaktem z rówieśnikami. Rodzicom mówiłam, że jem obiady w szkole. Tak naprawdę z domu zabierałam wodę i gumę do żucia. Czasem zjadałam ryżowe wafle albo jajko. Nie przekraczałam 100kcal. Ksiądz na lekcjach religii zaczął nazywać mnie anorektyczką, więc pzestałam chodzić do szkoły. Opuściłam dwa miesiące. Szykowałam się do szkoły, ale kiedy wszyscy wyszli już do pracy, wracałam do łóżka. Obwiązywałam brzuch folią spożywczą – myślałam, że ścisnę żołądek i nie będę odczuwać głodu, no i spalę trochę tłuszczu.

W końcu mama zapisała mnie do psychiatry. Dostałam receptę na leki i następnego dnia musiałam wrócić do szkoły. Leki, które wzięłam na pusty żołądek sprawiły, że czułam się okropnie. Zwymiotowałam. Byłam cała sina i było mi słabo. Mój tata odebrał mnie ze szkoły i to był mój ostatni dzień w tym liceum. Miałam kilka opcji, jak rozwiązać tę sytuację. Za namową rodziców zdecydowałam się na roczny urlop, podczas którego chodziłam na terapię. Tyłam i czułam się z tym okropnie. Po roku wróciłam do nauki – do zaocznego liceum. Ale tam znów nie czułam się dobrze. Przestałam jeść. Tym razem skończyłam na oddziale – byłam tam od stycznia do kwietnia tego roku. Teraz jest lepiej, ale nie łudzę się, że tak będzie już na stałe. Zaburzenia odżywiania zawsze do nas wracają.

Nikomu nie mówiłam o swoich problemach. Po raz pierwszy otworzyłam się na terapii grupowej, ale to wciąż było ciężkie, bo oddział nie był przeznaczony wyłącznie dla osób, które cierpiały na zaburzenia odżywiania.

A czego nie powinno mówić się do osób z takimi zaburzeniami? Cóż, nie powinno się wspominać o jedzeniu – to bardzo demotywuje. Jeśli ktoś częstował mnie jakąś przekąską i reagował “wow, udało ci się” peszył mnie i sprawiał, że traciłam zapał. Należy po prostu być przy kimś. Nie komentować, gdy osoba je, no chyba, że uśmiechem – to bardzo miłe. W innym wypadku można spowodować wyrzuty sumienia. Komplementy też nie są najlepsze. Każde “jesteś taka chuda, wyglądasz super” odczytywałam zupełnie na opak.”

*źródło zdjęcia Ryan McGuire z Pixabay

 

Zapraszamy również do zapoznania się z naszymi innymi artykułami, oto kilka z nich:

Zaburzenia odżywiania cz.1 – wstęp

Jak pracować z dzieckiem? – Terapia dzieci